Jurek (poruszająca rola Marcina Dorocińskiego) wraz ze swoim teściem Benem (Daxing Zhang) mierzy się z bolesną stratą bliskiej osoby i postanawia przeprowadzić chiński rytuał minghun, czyli zaślubiny po śmierci. Wyruszają w emocjonalną podróż, której celem jest odnalezienie idealnego partnera na wieczność dla zmarłego. Konfrontacja różnych kultur pomaga zarówno bohaterom, jak i widzom zrozumieć, że niezależnie od pochodzenia wszyscy jesteśmy częścią jednej ludzkiej rodziny.
Spis treści
„Minghun” to pełna refleksji opowieść o nadziei, miłości i poszukiwaniu sensu życia oraz tego, co następuje po nim. Film w reżyserii Jana P. Matuszyńskiego („Ostatnia rodzina”, serial „Król”) na podstawie scenariusza Grzegorza Łoszewskiego („Komornik”) w ironiczny sposób porusza temat straty, duchowości i naszych przekonań. To głęboko poruszające i osobiste kino, które skupia się na fundamentalnych wartościach ludzkiego życia. Przynosi widzowi to, co w dzisiejszych czasach najcenniejsze – nadzieję.
Minghun cały film odbieram przede wszystkim jako wewnętrzny dialog – zarówno w postaci Dorocińskiego, jak i w osobie samego reżysera. Matuszyński, interpretując scenariusz Grzegorza Łoszewskiego, ponownie podejmuje próbę zgłębienia tego, co zdaje się wykraczać poza granice ludzkiego zrozumienia. Wcześniej starał się rozkodować mroczne tajemnice zagłady rodziny Beksińskich i analizować niesprawiedliwość w skali totalnej. W swoim najnowszym dziele konfrontuje się z ostatecznymi pytaniami z nowej, bardziej osobistej perspektywy.
Jego film to oryginalna wiwisekcja przemijania i straty, napędzana ironią – nieco w stylu oscarowego „Parasite” – oraz ulotnymi, transcendentnymi elementami, które przywodzą na myśl twórczość Kieślowskiego. Być może nie zobaczysz ich wprost, ale z pewnością je odczujesz. Jak choćby w momencie, gdy Ben mówi: „Co nam innego pozostaje, niż wierzyć, że miłość może pokonać śmierć?”. Czy to truizm? W interpretacji Matuszyńskiego – zdecydowanie nie.
Minghun cały film online jest kolejnym dowodem na filmową dojrzałość reżysera, który wyróżnia się w polskim kinie swoją unikalną wrażliwością artystyczną. Ta wrażliwość pozwala mu zgrabnie połączyć emocjonalny i egzystencjalny ciężar opowieści z klarownością i lekkością przekazu. To swoista harmonia – a czy właśnie nie ona stanowi jedno z kluczowych przesłań tego filmu?
Powściągliwość cechuje również warstwę wizualną filmu Matuszyńskiego. Kacper Fertacz uchwycił świat Jerzego, na wpół martwy, dokładnie tak, jak postrzega go bohater. Zastygły w miejscu, znajomy, lecz pozbawiony czegoś kluczowego. Większość kadrów jest statyczna, a poza sporadycznymi zoomami i jednym szwenkiem, kamera pozostaje niemal nieruchoma. Jakby każdy jej ruch mógł jeszcze bardziej zachwiać fundamentami rodzinnego domu, grożąc jego całkowitym upadkiem.
Każdy z tych pięknie skomponowanych centralnie kadrów sprawia wrażenie, jakby ciężar pustej przestrzeni przytłaczał bohaterów. Jedynym prawdziwym znakiem życia pozostaje muzyka, tak bliska filmowej duszy Masi. Stefan Wesołowski wypełnia wnętrza subtelnymi dźwiękami młodzieńczej miłości i melancholii, wywołanej jej końcem.
Towarzyszy temu wielokrotnie słuchana piosenka głównej bohaterki, skomponowana i wykonana przez Maję Laurę Jaryczewską, której słowa rozbrzmiewają echem w mojej pamięci, jak niegdyś po opuszczonym mieszkaniu. Minghun cały film to bez wątpienia dzieło dojrzałego i świadomego siebie twórcy. Matuszyński nie stara się na nowo definiować gatunku, nie goni za nową falą ani nie próbuje nikomu niczego udowadniać.
Zamiast tego opowiada historię, którą najprawdopodobniej sam musiał przetrawić, wyciągając z niej lekcje w trudnych momentach. Ten film przypomina słodko-gorzkie wspomnienie, które wraca do nas przy okazji pożegnania bliskiej osoby.
Sortowanie według najpopularniejszych